ezoteryka · Tarot · Wróżbiarstwo

Wróżbiarstwo: myśli wolne i frywolne

05_kartenlegen Autor artykułu pt.: „Teoria punktu widzenia” na podstawie książki A. Leonarda: „To Ja tworzę świat, w którym żyję” próbuje przedstawić tezę mówiącą, że każdy z nas odbiera świat na swój bardzo indywidualny własny sposób, nawet wtedy, kiedy wszyscy patrzą na to samo. Słuszna to teza i jakże w prosty sposób tłumacząca pewne zróżnicowania i zależności między nami ludźmi.

 
 

Powrócę jednak do przede wszystkim moich komentarzy, które zostawiłam pod tym artykułem, a które tutaj postaram się jeszcze raz rozwinąć, ponieważ przy okazji nakreśliło się jakby niechcący klika innych tematów związanych ze sztuką wróżbiarską.

To wszystko się zgadza, że każdy z nas odbiera świat w zupełnie inny sposób. Ale nie nadmieniono tutaj, że i ten pozornie utarty punkt widzenia osoby X może się zmienić. Wystarczy, aby się zmienił dzień, abyśmy zajęli inną pozycję, aby zmieniły się nasze motywacje życiowe i potrzeby, a zmieni się ten niby pozornie pierwszy punkt widzenia. Zjawisko jest to, często nieświadomie wykorzystywane do interpretacji symboli( szczególnie doskonale można taki stan dostrzec we wróżbiarstwie), które na różny sposób mogą być interpretowane, jeżeli ja zajmuję się interpretacją kart, bądź jakichkolwiek innych symboli, a tych znaczenie jest różnorodne. To zmienia się w zależności od dnia, sytuacji i jeszcze paru innych czynników, ten punkt widzenia jest nie tylko u różnych osób różny, co wydawałby się zupełnie normalne, ale ten punkt widzenia zmienia się u tej samej osoby.

Twierdzeniu, że człowiek ma silną tendencje do identyfikowanie się ze swoim punktem widzenia,  trudno jest się dziwić i doszukiwać czegoś szczególnego. Było by wręcz katastrofalnie, gdybyśmy się nie identyfikowali z własnym punktem widzenia, z własnym ego przynajmniej w danej chwili, momencie, sekundzie.

Czy człowiek, ma rzeczywiście tendencje do identyfikowania się ze swoim punktem widzenia w pewnych sytuacjach z pewnością, ale należałby się zastanowić, co jest przyczyna tego, że się w taki sposób identyfikujemy?. Odpowiedź z mojego punktu widzenia mogłaby brzmieć: rozum i logiczne myślenie jest tego przyczyną, które nas trzymają w swoich „sidłach”, nie pozwalając podświadomości na swój własny sposób interpretować pewnych obrazów.

Autor w tym artykule podejmuje się chyba również nieco ryzykownej i desperackiej próby znalezienia złotego środka na wolność i niezależność twierdząc, że znalezienie nowej perspektywy i innych punktów widzenia daje sytuacji szansę na dokonywanie optymalnych wyborów.

O ile mogę się zgodzić z twierdzeniem, że daje rzeczywiście daje szansę na dokonywanie innych wyborów, to nie mogę się zgodzić z tezą, że są lub będą to rzeczywiście  na 100% wybory optymalne.

Poniekąd jest wiele słuszności w tym twierdzeniu, pod warunkiem, że mamy to szczęście i ten świadomie wybrany nowy punkt widzenia jest podświadomie wybranym punktem wdzianie, tak funkcjonuje intuicja.  Co wcale nie daje gwarancji na doskonałe życie, brzmi pewnie jak paradoks świadomie wybrany podświadomy punkt widzenia? Gdybyśmy umieli odczytać nasze podświadome potrzeby, i umieli je świadomie zastosować, pewnie ograniczylibyśmy ilość popełnianych błędów życiowych. To są oczywiście tylko przypuszczenia.

Jeżeli ten nowy punkt widzenia jest ponownie rozumowo i logicznie wybrany ważyłaby, się twierdzić, że ta szansa na wolność i nie zależność jest wprawdzie możliwa, ale droga do niej będzie wysłana większą ilością przeszkód. Ale to są tylko moje osobiste przypuszczenia, bo takiej wiedzy i dowodów nie ma. Choć jakby się zastanowić, czy to właśnie nie te przeszkody są takim małym kreatorem przyszłości.

Ten powyższy fragment można by oczywiście rozbudować o definicje wolności i niezależności, która z mojego punktu widzenia jest nieco, nie tylko w tym wypadku, ale i często i w innych artykułach, chyba takim trochę parafrazowaniem dopasowanym do właściwości tekstu, a nie do praktycznego stanu w życiu codziennym. Ale cóż i parafrazowanie jest niczym innym jak swobodnym i dowolnym punktem wiedzenia.

Byłoby rzeczywiście cudem, gdyby przy takiej okazji nie została przez ezoteryków  stara walka o racje słuszną, słuszniejszą i najsłuszniejszą, czyli moja, mojszą, najmojszą, w których już na początku dyskusji zaprogramowany jest konflikt.

No właśnie i tutaj zaprogramowany jest konflikt, dlatego łatwiej byłoby popularyzować, teorie relatywizmu, mówiącą, że nic nie jest ani białe, ani czarne, i także każdy punkt widzenia u każdego człowieka w różnym czasie mógłby się zmieniać, w zależności od motywacji i potrzeb.  Oczywiście warto spojrzeć na punkt widzenia innej osoby, jednakże, jeżeli wyjdziemy z prostego założenia, że punkt widzenia innej osoby jest nakreślony zmysłowo, poprzez podświadomość, rozum, logikę i a także potrzeby tegoż człowieka, to oczywiście warto przy takim stanie się skoncentrować na własnych potrzebach, co nie znaczy, że punkt widzenia innych osób nie jest zupełnie bez sensu. Jedno nie wyklucza drugiego, a może się uzupełnić.

Problem jest o tyle interesujący z mojego punktu widzenia we wróżbiarstwie i pochodnych dziedzinach ezoteryki, że nie ma racji słusznych, słuszniejszych i najsłuszniejszych, o którą cała gamma ezoteryków walczy, narzucając poszukującemu porady swoją wolę, a nie ograniczając się do prezentacji własnego punkty widzenie i pobudzania do własnych przemyśleń  oraz własnych indywidualnych decyzji. Nie wspominając już o jakże tajemniczym przeznaczeniu, czy pisanym losie, bez umiejętności przynajmniej w zarysie sprecyzowania, co szanowni ezoterycy pod pojęciem losu rozumieją.

Słusznie jednak tak do końca nigdy nie jest wiadome, który punkt widzenia jest „najsłuszniejszy”. I ten kawałek był dla mnie inspiracją do skreślenia paru słów.  No, bo niby jak to jest możliwe, kto dam nam taką pewność. Możliwości rozpatrywania słusznych dla siebie racji pozwalają nam na podejmowanie decyzji, a czy te decyzje będą podejmowane na wskutek decyzji własnych, bądź będą oparte o inny punkt widzenia innych osób …, nie wspominając już o innych uwarunkowaniach, które na decyzje wpływają. Cóż tutaj należałoby się zastanowić nad zagadnieniem odpowiedzialności.  Któż jest gotów dobrowolnie przejąć odpowiedzialność za to decyzje klienta, który podczas wewnętrznych kryzysów zwraca się o pomoc do różnej maści konsultantów, wróżek bądź astrologów?

Nasz wybór nigdy nie jest wyborem jednoznacznym, tzn. oparty tylko i wyłącznie o własne dywagacje, bądź rozmowy z konsultantami, jacy oni by nie byli, od księdza zaczynając poprzez wróżkę, czy lekarza, zazwyczaj jest mieszanką różnych składników. Na ile ten wybór jest wyborem wolnym, a na ile wywarła sugestywna siła środowiska wpływ na decyzję, a na ile nasz punkt widzenia był ograniczony przez „los”, który jest nam zapisany( ….hm tylko gdzie on się skrył….może w genach….a może ktoś ma lepszy pomysł, gdzie nasz los się schował…), tego nikt nie wie i dobrze, bo inaczej cały świat byłby oświecony, a wtedy ……, cóż by pozostało….. pustka.

I w tym momencie dochodzimy do głównego zganienia w temacie teorii punktu widzenia i oczywiście definicji pojęcia „losu”, bo ta oczywiście jest również uzależniona od punktu widzenia, a tak może się jeszcze zmieniać w zależności od potrzeb i motywacji…., takie masło maślane. Ale do konkretów.  W tym wypadku moich konkretów i mojego punktu widzenia.

Czym jest zapis naszych losów pewnie można by dopiero rozpatrywać pod warunkiem, że coś takiego egzystuje, ale zastanówmy się czy rzeczywiście cos takiego egzystuje, bo ten argument jest nie tylko przez mnie tutaj przytaczany, ale i wcześniejszych rozmówców, a więc rozmowa się dopiero zaczyna?

Skoro już tylu mędrców, filozofów się nad tym głowiło, cos w tym musi być, bo chciałoby się wręcz powiedzieć, dlaczego takie myśli się rodzą, a przecież ta jest początki wszystkiego. I powstaje nader ciekawe zagadnienie, skąd takie emocje, jeżeli rozmowa zaczyna się o losie i jego uwarunkowaniach.

Czym jest ta księga, a może ta księga jest naszym wszechświatem, naturą, w którym się rodzimy, żyjemy i umieramy? Może są to po części nasze geny, które nam życie umożliwiają na kształt tego, co się z naszych rodziców zrodziło, kto to może tak ostatecznie wiedzieć.

 ……

Co poniektórzy mówią, że wróżbiarstwo i wszelkiego rodzaju techniki dywinacyjne  w rzeczywistości wręcz szkodzą, bo służą jedynie uspokojeniu lęku przed przyszłością, ale to jest jak zwykle kwestia punktu widzenia, dlatego pozostawiam tą do własnego przemyślenia?

Przy okazji moich rozważań do mojego ostatniego zdania z komentarza nasuwa mi się jedno pytanie, które pewnie chętnie tutaj by zaprezentowali racjonaliści, co mi z wiedzy, jeżeli  nie można przełożyć jej na praktykę i zastosowanie. Czy rzeczywiście wiedza bez zastosowania jest martwą wiedzą? Chciałoby się powiedzieć, ale jaka wiedza: ta skazująca osobę A na jakiś tam los X, czy wiedza wskazująca możliwości własnego dalszego rozwoju.

Nie chodzi mi tu o zwalczanie ezoteryki, bo sama się nią zajmuje, ale o bardziej realistyczne podejście do tematu, bez stwarzania dogmatów. O jasne nakreślenie pewnych ułomności ezoteryki i nałożenie odpowiedzialności nie tylko na ezoteryków, ale i osoby szukające pomocy. Bo jestem przekonana, że taki układ mógłby poniekąd ułatwić pracę ezoteryków, ale jednocześnie uświadomić pewne fakty, których nie da się za pomocą żadnej wiedzy udowodnić, a przynajmniej pobudzić do własnych poszukiwań. Aby uświadomić tym, którzy szukają pomocy u różnych fachowców w branży ezoterycznej, że mogą w ten sposób również popełnić błędy( zupełnie przypadkiem, he, he …..o prawie do popełniania błędów pisze właśnie Astromaria), jakie są popełnienie w innych zawodach, w których wymaga się jasno podpisania dobrowolnego oświadczenia o związanym ryzyku z wykonywaniem pewnych czynności.spielkarten1

Któż się chętnie przyznaje, że jego praca mogłaby być nawet bezużyteczna, a w najlepszym wypadku należy dopisać, że jest tylko i wyłącznie dla rozrywki.   Ale dokładnie tak się dzieje w Wielkiej Brytanii, gdzie od ubiegłego roku ezoterycy i wszelkiej maści wróżbici zobowiązani są dopisać do swojej działalności, że to, co robią jest tylko i wyłącznie dla rozrywki. O tym pisałam już w innym poście, sprawa jest bardzo kontrowersyjne, ale tutaj nie będę się ponownie na ten temat rozwijała.

Szukanie odpowiedzi, na pytanie o przyszłości,  nigdy nie zaginie, bo ludzie tego poszukują, co by nie było tego przyczyną, zwykła ciekawość, czy zaspokojenie lęku przed przyszłością(szczególnie w czasach kryzysów, jakie by one nie były), bądź zwykłe poznanie siebie, ale myślę, że warto nadmienić, że jak wszystko inne i ta branża niesie ze sobą  ryzyko, zresztą jak wszystkie inne dziedziny życia.

Dorota Błońska

20 myśli na temat “Wróżbiarstwo: myśli wolne i frywolne

  1. Kiedy spotykam się z dywagacjami na temat „losu”, „przeznaczenia” i podobnych dziwolągów od razu w wyobraźni widzę stojącego na wzgórzu romantycznego poetę, koniecznie z rozwianą czupryną, wpatrującego się tragicznym wzrokiem w bezkres horyzontu. Nad nim rzecz jasna wieje potężny wicher, symbolizujący tragiczną prawdę, że uschnięty liść ma taki sam wpływ na to, gdzie wichry go zawieją, co rzeczony poeta na to, co się z nim stanie. Dość śmieszna i dawno przebrzmiała epoka, ale wciąż zapładnia wyobraźnię współczesnych ludzi.

    Dziś już wiemy, że to duch góruje nad materią a nie odwrotnie i tylko brak wiary we własną moc sprawczą blokuje nam osiąganie celów. Gdyby więc poeta przyłożył się nieco do samodzielnego kreowania swojego losu, to być może poślubiłby swoją Marylę… ale niewykluczone, że srodze by się rozczarował, gdyby miał ją na co dzień pod swym dachem; dobrze jest więc solidnie, trzeźwo i na zimno przemyśleć to, czego się pragnie.

    Jako osoba mało romantyczna uważam, że każdy jest kowalem własnego losu. Zależy on wyłącznie od tego, czy i jakie decyzje podejmiemy. Możemy oczywiście nic nie robić, a wtedy los sam zrobi z nami co zechce (rzecz jasna w razie klęski wygodnie jest zwalić całą winę na niego). Możemy też podjąć wysiłek i odpowiedzialnie pokierować swoim życiem, ale wtedy winni będziemy tylko my sami, a nie gwiazdy, fusy czy karty, które coś nam próbowały podpowiedzieć.

    Jeśli chodzi o wróżenie – nie ma czegoś takiego, jak obiektywna wróżba. To wróż interpretuje układ kart, fusów, patyków, gwiazd czy monet. Może je odczytać prawidłowo lub popełnić błąd. Dlatego bezkrytyczne słuchanie doradców jest niezbyt rozsądne. Dotyczy to również wszelkich innych ekspertów. Bo ten od kredytów doradzi nam ten bank, który mu najwięcej zapłaci za nagonienie klienta, ten od medycyny może być opłacany przez firmę farmaceutyczną itp. Tak więc lepiej jest kierować się własną intuicją z dodatkiem racjonalnego rozumu.

    A ja najbardziej lubię klientów, którzy mówią mi tak: „tak właśnie czułam sama z siebie i miałam zamiar tak postąpić, cieszę się, że gwiazdy to potwierdzają”. Znaczy to, że każdy człowiek czuje ten „kosmos” intuicyjnie. Każdy ma intuicję i powinien się nauczyć z niej korzystać.

    1. „Jako osoba mało romantyczna uważam, że każdy jest kowalem własnego losu? ”
      Swego czasu strasznie dużo o czasu zajmowało rozsupłanie zagadki na ile, jesteśmy kowalem własnego losu, a na ile jesteśmy zdeterminowani przez „los”, w moim wypadku ważyłaby się twierdzić, że chodzi w tym wydaniu o uwarunkowania genetyczne. I do jakich wniosków doszłam …. Właściwie do wielu i nie wielu. Jedno nie wyklucza drugiego i pewnie w różnych sytuacjach stosunek bycia kowalem własnego losu do zdeterminowania przez geny jest zróżnicowany, bez stałej wartości, szczególnie jak dostrzegam pewne zachowania u np. siebie, które ponoć znam, a nie potrafię nad nimi zapanować, choć muszę i z duma przyznać, że własną ewolucję i zwycięstwo ducha nad materią również dostrzegam u siebie.
      Pech tylko dla mnie, ze nie zawsze jestem w stanie je świadomie zastosować, a raczej kieruje się intuicyjnie, czyli instynktownie. Pechowe jest również, że tak do końca nigdy nie wiem, w jakiej sytuacji zwycięży „duch własnej ewolucji”, a w jakich przewagę ma „los”- mów geny, ale co tam przynajmniej nie jest nudno – ostatnio mi ktos cos takiego podpowiedział . Te, a więc geny uważam , ze stosunkowo ważny czynnik, aczkolwiek nie jedyny mający wpływ na nasze jestestwo.

  2. My chyba za bardzo uwierzyliśmy we władzę genów. Można wierzyć, że rządzą nami geny, można wierzyć, że to planety, zła karma lub ślepy los. Moim zdaniem to nie geny nam szkodzą, lecz fatalne, ograniczające nas przekonania, które w procesie wychowania wbito nam do głowy – najczęściej zresztą w najlepszej wierze. Krytykowano nas, dołowano, negatywnie programowano – „dla naszego dobra”. Mój ojciec krytykował mnie nieustająco i totalnie, żebym się zmotywowała i pracowała nad sobą. Sęk w tym, że mnie to nie motywowało, a wręcz przeciwnie, podcinało moją wiarę we własne możliwości. Moja najmłodsza siostra była jedną z najlepszych studentek prawa, skończyła z wynikami w pierwszej trójce, ale ojciec cały czas wniebogłosy i publicznie lamentował, że taka tępa i niezdolna. No i dziś jest bardzo cichą, zahukaną osobą, która pewnie nie zrealizuje swojego potencjału. A gdyby ją chwalono, dziś byłaby pewnie sławna i bogata.

    Do dziś mam karteczkę, którą wylosowałam na zajęciach w mojej szkole ezoterycznej (zawsze przed wykładami była pogadanka motywująca i losowanie mądrości na dany czas). Było tam napisane „w życiu spotyka nas tylko to, w co wierzymy i to, czego się boimy”. Amen. Mam ją, bo to trafiło w samo sedno moich ówczesnych problemów.

    Mnie bardzo pomaga (na te „geny”) pisanie do siebie listów afirmacyjnych. Tym sposobem wyleczyłam się ostatnio z przykrej dolegliwości. Jak słusznie podejrzewałam, choroba była tylko znakiem, że coś złego dzieje się w mojej głowie i że moje myślenie nie jest dość pozytywne. Dzięki pisaniu odkryłam, że wkradł się do mojej duszy nieuświadamiany lęk przed pewnymi koniecznymi działaniami, więc moja podświadomość chciała oddać mi przysługę sprawiając, że stanę się niezdolna do pracy i życia. I faktycznie, mało mnie nie wykończyła. Na szczęście odkryłam przyczynę i już czuję się dobrze.

    1. Czy za bardzo zawierzyliśmy naszym genom…? Nie wiem, ale faktem jest, że są….i że w jakimś stopniu wywieraj na nas wpływ. Jaki jest procent tego wpływu chyba jeszcze nikt tak dokładnie nie wie, a gdyby ktoś wiedział, to podejrzewam, że stopień wpływów biologiczno – fizjologicznego, który jest genetycznie uwarunkowany byłby zdecydowanie zróżnicowany u różnych ludzi, tak sobie myślę na wyczucie.
      Jeżeli potraktujemy te geny tak bardzo przedmiotowo, to właściwie strach się bać. Ale jeżeli wyjdziemy z założenia, że są częścią dziedzictwa, które od naszych rodziców otrzymujemy, to faktem jest, że ograniczają nas przekonania, które nam w dzieciństwie często w dobrej mierze wbito do głowy, a które nie jest wcale łatwo wyplenić sobie z głowy, bez obawy, że się za chwile świat nam nie zawali.
      „ Było tam napisane “w życiu spotyka nas tylko to, w co wierzymy i to, czego się boimy”. Amen. Mam ją, bo to trafiło w samo sedno moich ówczesnych problemów. „

      Myślę, że trafia nie tylko w sedno tamtejszych problemów, ale trafia do dnia dzisiejszego w sedno większości tego, co nam się przytrafia, bez większego czarowania i wyszukiwania się tak ogólnie tajemniczych przyczyn tego, co nam się przytrafia.
      W czasach, kiedy studiowałam i się jeszcze ezoteryka nie zajmowałam, przyszła do nas do akademika koleżanka studiująca psychologię. I dziwne to zdanie było, które mi zresztą do dnia dzisiejszego w głowie utkwiło.
      A chodziło o to, aby świadomie przyjrzeć się temu, co się mówi. A szczególnie tematom, które są jakby stale obecne. I mówiła im więcej o czymś mówisz, tym bardziej masz tego, o czym mówisz albo za mało, albo za dużo tym łatwiej jest dostrzec, co ci dolega i co ci się może przytrafić.

  3. Coś nami rządzi, być może to my sami sobą rządzimy z jakiegoś pułapu innej naszej własnej tożsamości.. nie jest prawdą, że nie robiąc nic ze swoim „losem” oddajemy się we władzę cudzym planom , zbiegom okoliczności, obcym potrzebom itd. Zawsze realizujemy właściwy i najlepszy plan życia dla siebie, cała reszta przypuszczeń że coś można inaczej, jest złudzeniem, że mogłoby być inaczej. Kto w zasadzie mógłby stwierdzić i to z całą pewnością że zmienił swój los na inny ? Gdy ktoś słucha się wróżki i postępuje według jej wskazań, też wypełnia tylko to co ma do wypełnienia. Nie jest prawdą że jakaś pani wróżka odpowiada za nasze przeznaczenie , albo strasznie grzeszy wróżąc nam z kart, czy z czegoś innego, niby sugerując co mamy zrobić. Jeśli coś, ktoś nam sugeruje, a my temu ulegamy, jest to nasze działanie, nie tego kogoś, kto nam mówi co nas spotka, albo co mamy zrobić. Każda spotkana w życiu osoba ma związek z naszym losem, wróżka, lekarz, czy kioskarka… A punkt widzenia hmm, co to takiego ? Na ten tzw. punkt składa się chyba z setka innych punktów, tworząc coś w rodzaju filmowej scenografii ze statystami :) Pozdrawiam serdecznie, to jest mój punkt widzenia ;)

    1. Coś nami rządzi, być może to my sami sobą rządzimy z jakiegoś pułapu innej naszej własnej tożsamości.. nie jest prawdą, że nie robiąc nic ze swoim “losem” oddajemy się we władzę cudzym planom , zbiegom okoliczności, obcym potrzebom itd.

      „Pozornie nic nie robiąc” oddajemy się dokładnie swoim własny podświadomym planom. Już wiele razy zastanawiałam się, czy taki np. pozorny stan świętego nieróbstwa, który czasami u siebie pielęgnuje, mogłabym w świadomy sposób na powiedzmy jeszcze dodatkowa pracę w jakimkolwiek kierunku zamienić(, ale może ten okres nieróbstwa jest czasem potrzebnego odpoczynku). Do jakich wniosków doszłam, do żadnych, ponieważ nie mogę się rozdwoić i jednocześnie znaleźć się w dwóch bajkach i się ot tak po prostu obserwować, co się stanie w bajce X, (którą może trochę znam ….na podstawie podobnych obrazów , które sie przewinęły np. przez moje zycie) ze mną i co się stanie w gdybym się np. znalazła w bajce, Y (której zupełnie nie znam i jest mi obca, bo np. założyłam, że w ten sposób poprawię świadomie , jakość swojego życia, mogę ale nie muszę)

      Zawsze realizujemy właściwy i najlepszy plan życia dla siebie, cała reszta przypuszczeń, że coś można inaczej, jest złudzeniem, że mogłoby być inaczej.

      To cieszę się, że tak jest :-) , przyjmuję ten fakt za doskonały :-) , w ten sposób mam przynajmniej wytłumaczenie, na moje czasami niepohamowane emocje i temperament :-) . Nad tym często nie mogę zapanować.

      Kto w zasadzie mógłby stwierdzić i to z całą pewnością, że zmienił swój los na inny?

      W tym zdaniu jest przysłowiowy pies pogrzebany , oczywiście, że nikt, bo nikt nie jest w stanie doświadczyć równoległego życia. I pomyślmy, co by się stało, gdyby tak było, kolejna jedna wielka porażka, bo nikt by nie był w stanie ze względu na emocje się pewnie zdecydować na któreś z tych równoległych żyć.

      Gdy ktoś słucha się wróżki i postępuje według jej wskazań, też wypełnia tylko to, co ma do wypełnienia. Nie jest prawdą, że jakaś pani wróżka odpowiada za nasze przeznaczenie, albo strasznie grzeszy wróżąc nam z kart, czy z czegoś innego, niby sugerując, co mamy zrobić. Jeśli coś, ktoś nam sugeruje, a my temu ulegamy, jest to nasze działanie, nie tego kogoś, kto nam mówi, co nas spotka, albo, co mamy zrobić.

      Dokładnie, każda podjęta decyzja, nie jest decyzją jednoznaczną, a procesem złożonym, moje wróżki, z których porad przed laty korzystałam, nie żyją już wiele, wiele lat. A wróżby, które mi w tamtych latach czytały, nie mają absolutnie nic wspólnego z moim obecny życiem, mimo wszystko intuicyjnie czasami do nią dzisiejszego korzystam z sugestywnych przekazów, które mi gdzieś tam w podświadomości utkwiły, nie powiem z korzyścią dla mnie.
      Problem jest tylko tego typu, świadomość społeczeństwa w tym kierunku równa jest praktycznie zeru, przynajmniej mam takie wrażenie. A może sie mylę ;-) ?

  4. Dwa razy w życiu byłam u wróżki i guzik mi się spełniło. Nie wiem, czy dlatego, że jestem niepodatna na sugestię i nie zrobiłam nic w kierunku realizacji wróżby, czy dlatego, że była to wróżba typu „kulą w płot”. Natomiast bardzo owocne były dla mnie rozmowy z mądrą tarocistką, która nie wróżyła, ale wyjaśniała mi, jakie mam lekcje o przerobienia w obecnym wcieleniu.

    Czy można zmienić swój los?

    Owszem, można. Ale wymaga to pracy i dlatego nie jest łatwe. Przekonałam się na własnej skórze, że zmiana myślenia pociąga za sobą zmiany w życiu – niekiedy wręcz rewolucyjne. Problem w tym, że zmiana myślenia jest bardzo trudna. Stare nawyki (i lenistwo) wciąż biorą górę nad nowymi. Robienie trzech kroków do przodu i dwóch do tyłu może w końcu zniechęcić, bo człowiek przestaje widzieć postęp. Widać go dopiero z dalszej perspektywy, jeśli oczywiście dotrwało się do tego, żeby stamtąd popatrzeć. A kiedy się to w końcu zobaczy, jest to zachętą do dalszych wysiłków. Mnie się udało pozbyć z życia kilku koszmarów, które wlekły się za mną jak jakieś upiory. Kiedy zrozumiałam, że walka z nimi nic nie pomoże, a nawet zaszkodzi bo je wzmocni, zaczęłam je „oswajać” i to spowodowało prawdziwy „cud”. Poszły dręczyć innych, a mnie zostawiły w spokoju.

    Wracając do genów – jest ich za mało, żeby mogły decydować o wszystkim. Mogą decydować o kolorze skóry, włosów i oczu, o typie sylwetki, skłonności do siwienia / łysienia itp., ale też nie przesadzajmy. Czytałam gdzieś wywody genetyka, który obalał wiarę we wszechmoc genów. Poza tym wiele z tego co rzekomo jest nam przeznaczone (np. zapadalność na określony typ raka) też nie jest wyrokiem. Sami genetycy znają przypadki, gdy zmiana w sposobie odżywiania odwracała taki wyrok.

    Ja nie wierzę w żadne bezwzględne determinizmy. Uważam, że człowiek ma znaczny procent wolności, ponieważ w moim przekonaniu pobyt na Ziemi jest czasem nauki. Gdybyśmy podlegali jakiemuś determinizmowi nie nauczylibyśmy się niczego, albo bardzo niewiele.

  5. Ciekawe skąd pomysł że na ziemi jesteśmy żeby się czegoś uczyć hmm..? Kto nas oświecił takim pomysłem, zresztą jednym z bardzo wielu ..wielu..wielu

  6. Wracając do dywagacji z wróżkami, to jest taka sobie sprawa, nawet nakierowałaś mnie Mario na pomysł chyba napisania nieco więcej na ten temat. Swego czasu wszystkie moje wizyty były udokumentowane na taśmach takich tych kasetowych. Chyba się pokuszę, bo nie wiem czy je jeszcze mam i czy oczywiście działają, bo ostatnie czytanie byłby sprzed około 12 lat…chyba. Z mojego punktu widzenia funkcjonalność tego, co mówią konsultanci i wróżki działają pod warunkiem, że istnieje zgodność z własnymi potrzebami i podświadomością. Nie ma takiej zgodności jest każda wróżba, cz przekaż sugestywny nie wykonywalny, czyli nie sprawdzalny. Ja swoje wróżby wiele razy słuchałam z taśmy i co, i nie wiele. Tylko tam gdzie była zgodność z moją podświadomością, tam była i sprawdzalność. Wszystko inne było określone mianem szansy na…., Ale tak sobie myślę, że może je znajdę, to pokuszę się o więcej. Oczywiście można i więcej na ten temat powiedzieć, ale tutaj jest oczywiście duże zróżnicowanie od przypadku do przypadku. I oczywiście o formę tej „wróżby” z wyrokiem na konkretny los, czy np. czytanie tarocistki.

    Powstawanie koszmarów życiowych funkcjonuje z mojego punktu widzenie na zasadzie pewnych schematów. Czy jest rzeczywiście możliwe jest ich się ostatecznie pozbyć, nie wiem, raczej ważyłabym się twierdzić, że raczej nie, ale jest możliwość ich ewolucji na podstawie właśnie uczenia się z pewnych własnych doświadczeń? Ale fizjologia powstawania takich skomplikowanych sytuacji jest podobna z małymi, mniejszymi lub większymi odchyłkami, jakby się przyjrzeć różnym wydarzeniom w naszym życiu to można dojść do wniosku, że za tym kryje się jeden scenariusz, którym często posługujemy się od dzieciństwa, a który może powstał na wskutek nas ograniczających przekonań wbitych nam do naszej podświadomości, przez kogo….. Nie wiem tak dokładnie przez naszych rodziców do głowy, przez środowisko, przez wydarzenia, które narosły wokół nas i chyba jednak częściowo nasze geny. Ten scenariusz jest podstawa naszych przyzwyczajeń. I jest z mojego punktu widzenia modyfikowalny, ale nie można go zupełnie wyplenić, a gdyby było to możliwe, to powstałby inny scenariusz, ale czy oby na pewno lepszy….?
    Myśle , że uczenie się obchodzenia z własnymi scenariuszami jest zdecydowanie łatwiejsze , niz radykalne ich wyplenianie.

  7. Powraca do nas to, czego nie uleczyłyśmy. I będzie powracać tak długo, aż coś z tym zrobimy. Oczywiście, jeśli nie przeszkadza ci to jakoś straszliwie, to nie masz motywacji, żeby działać. Ale jak ci naprawdę da popalić, to coś pewnie zrobisz. Ale znam ludzi, którzy nie robią nic, widocznie tak przywykli, że nawet nie zauważają co się dzieje.

    Wyplenienie? A cóż to takiego? To nie chwast, więc nie wyrwiesz. Możesz tylko się temu przyjrzeć i zastanowić się nad przyczyną. Gdyby nie dało się rozwiązywać takich problemów, to gabinety psychoterapeutyczne by zbankrutowały i znikły. Ale nie zawsze potrzeba aż psychologa. Można poradzić sobie samodzielnie, jeśli się tylko nie chowa głowy w piasek. Ja tam wierzę w człowieka i jego możliwości.

  8. Tak sobie czytam o tych wróżbach, wróżkach, o ich działaniu , albo nie działaniu, wpływie sugestii, potrzebie przyzwolenia na zadzianie się pewnych spraw w naszych życiach, albo nie i sądząc po treści komentarzy, przepowiednie, albo spotkania z wróżkami były dla was Drogie Panie, za mało „cudowne” i za mało niezwykłe, żebyście mogły uznać w tych poradach , wróżbach, czytaniach horoskopów, przepowiedniach, „coś” nieprawdopodobnie niezwykłego, jakby z poza tego świata, przytrafiającego się jedynie w baśniach, coś co kompletnie wykracza poza zdrowy rozsądek, niemożliwego ? A ja doświadczyłam takiego spotkania i takiej wróżby od pewnej poznańskiej wróżki, do której chadzałam od czasu do czasu, raczej nie po wróżbę a z ciekawości jak ona to robi i ona o tym wiedziała. W taki sposób ta właśnie kobieta, stała się dla mnie jakby przewodnikiem, może przykładem, choć widywałyśmy się bardzo rzadko, może z 3 razy na osiem lat i nigdy się nie zaprzyjaźniłyśmy a nawet nie zaznajomiłyśmy … choć ja tego naprawdę chciałam, ale ona nie za bardzo. Ani też nigdy jej karty mnie nie zainspirowały jakąś totalną przepowiednią, ot takie trzy po trzy, albo masło , maślane, co nie było trudne bo za nim ona rozłożyła karty ja już wszystko przedtem jej o sobie opowiedziałam. Tak było do pewnego razu, niezwykłego z nią spotkania w okresie dla mnie bardzo trudnym i przełomowym. Wtedy moja wróżka, zaskoczyła mnie, moją rodzinę i mój zdrowy rozsądek.
    Postanowiłam więc, że napiszę o tym moim „niesamowitym” wróżebnym przypadku, choć przy okazji będę musiała zdradzić trochę ze swojej prywatności, ale co tam, ta wróżba jest tego warta i wypełniła się absolutnie bez mojego udziału, przynajmniej tego świadomego.
    Poza tym jednym dziwnym przypadkiem, miałam jeszcze co najmniej dwa niezwykłe spotkania, ale te dotyczyły osób, którym to ja miałam postawić karty, odczytać horoskop. Kilka z nich, przysięgłabym, było jak nie ludzie, a „duchy” istoty pozaziemskie w ludzkich postaciach i właśnie tych kilku spotkań nie sposób mi zapomnieć, ani też racjonalnie wyjaśnić ich sposobu zachowania, zbiegu okoliczności, choć przyznam że próbowałam i powoli zapominałam… ale tak najrozsądniej ;)

    1. Tak sobie czytam o tych wróżbach, wróżkach, o ich działaniu , albo nie działaniu, wpływie sugestii, potrzebie przyzwolenia na zadzianie się pewnych spraw w naszych życiach, albo nie i sądząc po treści komentarzy, przepowiednie, albo spotkania z wróżkami były dla was Drogie Panie, za mało “cudowne” i za mało niezwykłe, żebyście mogły uznać w tych poradach , wróżbach, czytaniach horoskopów, przepowiedniach, “coś” nieprawdopodobnie niezwykłego, jakby z poza tego świata, przytrafiającego się jedynie w baśniach, coś co kompletnie wykracza poza zdrowy rozsądek, niemożliwego ?

      No chyba nie jest to aż tak, w tamtejszych czasach, jak się dopiero poznawałam i się zaprzyjaźniałam z moimi talentami, to wydawało mi się, czymś bardzo niesamowitym i nie osiągalnym, wręcz szaleństwem życiowym, do którego się nigdy głośno przyznawałam, bo się obawiałam…nie wiem, czego. Dopóki moja pierwsza wróżka, mnie praktycznie nie chciała przyjmować, bo powtarzała ciągle: „Dziecko, po co ty do mnie, przychodzisz , ty to potrafisz lepiej niż ja”. A ja ze zdumieniem odpowiadałam, że nie bardzo rozumiem, co jej chodzi. Ale mimo wszystko, chętnie mi udzielała nie tylko osobistych porad, ale i tych wróżbiarskich. Podczas każdej wizyty, a było ich …nie wiem tak dokładnie ile…. poziom adrenaliny podnosił się do rangi niesamowitej przygody. Dzisiaj z perspektywy czasu spoglądam na wszystko raczej często pod względem technicznym, nie wspominając o własnych bajkowych przygodach, które nadal są czymś szczególnym i bardzo odlotowym :-)

    1. Muszę pomysleć…………, ale jest chyba zbyt prywatne :-) . Ostatnia przygoda była też odlotowa , ale nie bardzo wiem , czy mogę pozwolic sobie na tyle zuchwałości :-D

  9. A tam, te prywatne historie są najfajniejsze i najbardziej interesujące , choćby nie wiem jak „głupie” albo nawiedzone. Są jedynie dowodem na to że takie sprawy mają miejsce dzieją się i już. Każdy tak ma, tyle że woli się nie przyznawać, nałożyć maskę i zachować swój image. Jest tylko jedno co inni mogą mi zrobić – wyśmiać mnie he he, ale tego przecież moje ego już się nie obawia, bo zdaje sobie sprawę że dobrze dać z siebie innym to co autentyczne, a że śmieszy hmm, to choć się ludziska rozerwą ;)

  10. Jutro zabieram się do pisania, natknęła mnie autobiograficzna powieść Carli Van Raay ” Boża ladacznica”, dobry boże ileż ta kobieta ma w sobie autentycznej odwagi i szczerości, aż wstyd czytać, zwłaszcza drugą część tej spowiedzi, he he, ale podziwiam i nie tylko za szczerość, ale i za wielki dar jakim jest być dobrą dziwką. Polecam :)

Dodaj odpowiedź do Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi